Waloryzacja emerytur i rent zgodna z konstytucją!
19.12.2012
, aktualizacja: 19.12.2012 19:33
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego (fot. AG)
Blisko 3 mln emerytów
nie dostanie wyrównania za niekorzystną dla nich tegoroczną waloryzację.
Trybunał Konstytucyjny uznał rządową podwyżkę - każdemu po równo - za
zgodną z prawem.
- Ustawodawca ma znaczną swobodę w
kształtowaniu mechanizmu waloryzacji. Do ustawodawcy należy zatem wybór
rozwiązań, które uważa za optymalne z punktu widzenia potrzeb obywateli
oraz wymogów społecznego, ekonomicznego rozwoju kraju - uzasadniał
orzeczenie sędzia sprawozdawca i zarazem prezes Trybunału
Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński.
To była jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji rządu. W tym roku po raz pierwszy emeryci i renciści dostali jednakową podwyżkę, każdy po 71 zł brutto. Wyjątkiem była najniższa renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy, która wzrosła tylko o 53 zł.
To była jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji rządu. W tym roku po raz pierwszy emeryci i renciści dostali jednakową podwyżkę, każdy po 71 zł brutto. Wyjątkiem była najniższa renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy, która wzrosła tylko o 53 zł.
Premier Donald Tusk tłumaczył, że chce w ten sposób wspomóc
najuboższych, którzy muszą wyżyć np. za tysiąc złotych miesięcznie. To
rewolucyjna zmiana. Do tej pory obowiązywała waloryzacja procentowa. W
rezultacie najbiedniejsi dostawali podwyżkę w wysokości np. 30 zł,
najbogatsi - nawet 200 zł.
Zmiana zasad waloryzacji nie spodobała się rzecznikowi praw obywatelskich i prezydentowi. Złożyli więc skargi do TK.
Choć Trybunał obiecał, że zajmie się sprawą "priorytetowo", od lutego nie wyznaczył nawet terminu posiedzenia. Dopiero we wtorek waloryzacja trafiła na wokandę. Trybunał zebrał się w pełnym składzie. Na jego decyzję czekało 10 mln Polaków. Tylu korzysta z waloryzacji.
Jedni więcej, drudzy mniej
Zanim zapadło orzeczenie, odbyła się kilkugodzinna rozprawa. Przedstawiciele prezydenta i rzecznika praw obywatelskich przekonywali, że zastąpienie w 2012 r. waloryzacji procentowej kwotową jest niezgodne z konstytucyjną zasadą równości. Dlaczego? Bo jedni emeryci zyskali kosztem innych.
Przy waloryzacji w wysokości 71 zł dla wszystkich emerytów zyskały osoby otrzymujące świadczenia poniżej 1480 zł. W przypadku osób otrzymujących świadczenia powyżej tej sumy podwyżka nie zrekompensowała inflacji. Najwięcej stracili ci, którzy mają po kilka tysięcy złotych emerytury.
- A to niesprawiedliwe. Bo dlaczego ma być karany ktoś, kto długo pracował i tym samym wypracował sobie większą emeryturę? - pytali skarżący.
Tłumaczyli, że w nowym systemie wysokość emerytury uzależniona jest od naszych składek, a więc im więcej odkładamy i im dłużej pracujemy, tym większą mamy emeryturę. Waloryzacja kwotowa (a więc wszystkim po równo) jest niezrozumiała, bo ktoś, kto krócej pracował, mniej odłożył, dostał taką samą podwyżkę jak ten, kto pracował dłużej.
Sędziowie Trybunału nie dali się jednak przekonać.
- Idea równości i sprawiedliwości społecznej wymaga, aby ciężar wyraźnego spowolnienia gospodarczego obarczał wszystkie warstwy społeczne, a nie dotykał w sposób szczególny tylko najsłabszych - mówił sędzia Andrzej Rzepliński.
To jeden z argumentów, który zdaniem sędziów uzasadnia "przyjęcie przez ustawodawcę incydentalnej regulacji mniej korzystnej dla lepiej sytuowanych świadczeniobiorców".
Rzepliński zaznaczył, że zasady waloryzacji zmieniło w kryzysie wiele innych krajów Unii Europejskiej i tamtejsze organy konstytucyjne jakoś ich nie zakwestionowały. "Waloryzacja kwotowa wprowadzona ustawą z 13 stycznia 2012 r. jest elementem szerszego programu równoważenia finansów publicznych, który ma zahamować wzrost wysokości długu publicznego oraz utrzymanie tendencji spadkowej wielkości deficytu budżetowego" - argumentował TK.
Orzeczenie nie było jednomyślne - pięciu sędziów zgłosiło zdanie odrębne.
Koszt: 1,8 mld zł
Po wtorkowym orzeczeniu odetchnąć może minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Już wcześniej wysłał do Trybunału wyliczenia, zgodnie z którymi w przypadku uznania waloryzacji kwotowej za niekonstytucyjną emerytom, którzy na niej stracili (ok. 3 mln Polaków), należałoby wyrównać straty. A to oznaczałoby dodatkowe wydatki z budżetu rzędu 1,6-1,8 mld zł.
Minister zapewniał, że tych pieniędzy resort nie ma. Już w środę zebrane składki nie wystarczają na wypłatę emerytur. Dlatego państwo co roku musi do nich dopłacać. W tym roku - 40 mld zł. Dodatkowo blisko 3 mld zł zostanie zabrane z Funduszu Rezerwy Demograficznej, który miał być zabezpieczeniem na czarną godzinę. To z niego miały być finansowane emerytury, gdy osób pracujących będzie ubywać.
Zmiana zasad waloryzacji nie spodobała się rzecznikowi praw obywatelskich i prezydentowi. Złożyli więc skargi do TK.
Choć Trybunał obiecał, że zajmie się sprawą "priorytetowo", od lutego nie wyznaczył nawet terminu posiedzenia. Dopiero we wtorek waloryzacja trafiła na wokandę. Trybunał zebrał się w pełnym składzie. Na jego decyzję czekało 10 mln Polaków. Tylu korzysta z waloryzacji.
Jedni więcej, drudzy mniej
Zanim zapadło orzeczenie, odbyła się kilkugodzinna rozprawa. Przedstawiciele prezydenta i rzecznika praw obywatelskich przekonywali, że zastąpienie w 2012 r. waloryzacji procentowej kwotową jest niezgodne z konstytucyjną zasadą równości. Dlaczego? Bo jedni emeryci zyskali kosztem innych.
Przy waloryzacji w wysokości 71 zł dla wszystkich emerytów zyskały osoby otrzymujące świadczenia poniżej 1480 zł. W przypadku osób otrzymujących świadczenia powyżej tej sumy podwyżka nie zrekompensowała inflacji. Najwięcej stracili ci, którzy mają po kilka tysięcy złotych emerytury.
- A to niesprawiedliwe. Bo dlaczego ma być karany ktoś, kto długo pracował i tym samym wypracował sobie większą emeryturę? - pytali skarżący.
Tłumaczyli, że w nowym systemie wysokość emerytury uzależniona jest od naszych składek, a więc im więcej odkładamy i im dłużej pracujemy, tym większą mamy emeryturę. Waloryzacja kwotowa (a więc wszystkim po równo) jest niezrozumiała, bo ktoś, kto krócej pracował, mniej odłożył, dostał taką samą podwyżkę jak ten, kto pracował dłużej.
Sędziowie Trybunału nie dali się jednak przekonać.
- Idea równości i sprawiedliwości społecznej wymaga, aby ciężar wyraźnego spowolnienia gospodarczego obarczał wszystkie warstwy społeczne, a nie dotykał w sposób szczególny tylko najsłabszych - mówił sędzia Andrzej Rzepliński.
To jeden z argumentów, który zdaniem sędziów uzasadnia "przyjęcie przez ustawodawcę incydentalnej regulacji mniej korzystnej dla lepiej sytuowanych świadczeniobiorców".
Rzepliński zaznaczył, że zasady waloryzacji zmieniło w kryzysie wiele innych krajów Unii Europejskiej i tamtejsze organy konstytucyjne jakoś ich nie zakwestionowały. "Waloryzacja kwotowa wprowadzona ustawą z 13 stycznia 2012 r. jest elementem szerszego programu równoważenia finansów publicznych, który ma zahamować wzrost wysokości długu publicznego oraz utrzymanie tendencji spadkowej wielkości deficytu budżetowego" - argumentował TK.
Orzeczenie nie było jednomyślne - pięciu sędziów zgłosiło zdanie odrębne.
Koszt: 1,8 mld zł
Po wtorkowym orzeczeniu odetchnąć może minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Już wcześniej wysłał do Trybunału wyliczenia, zgodnie z którymi w przypadku uznania waloryzacji kwotowej za niekonstytucyjną emerytom, którzy na niej stracili (ok. 3 mln Polaków), należałoby wyrównać straty. A to oznaczałoby dodatkowe wydatki z budżetu rzędu 1,6-1,8 mld zł.
Minister zapewniał, że tych pieniędzy resort nie ma. Już w środę zebrane składki nie wystarczają na wypłatę emerytur. Dlatego państwo co roku musi do nich dopłacać. W tym roku - 40 mld zł. Dodatkowo blisko 3 mld zł zostanie zabrane z Funduszu Rezerwy Demograficznej, który miał być zabezpieczeniem na czarną godzinę. To z niego miały być finansowane emerytury, gdy osób pracujących będzie ubywać.
Dobrze,że na kartce posłużyłeś się symboliką " Solidarności" z lat osiemdziesiątych.Tak przecież prorokowali.P{ozdrawiam jur38
OdpowiedzUsuńDzięki! Również pozdrawiam!
Usuń