poniedziałek, 30 września 2013

Lato minęło. Na wesoło

Iksiński sam był na wczasach, bez żony.  Małżonka dokładnie sprawdza garnitur i rzeczy męża po powrocie. Nie znajduje ani jednego kobiecego włoska i mówi:
-No tak! Ty już nawet łysej babie nie przepuścisz!

Syn wyjeżdża na wakacje do babci. Kupię mu wuwuzelę, niech teściowa się ucieszy !

John mieszkał na farmie leżącej na odludziu, o kilkanaście mil od najbliższej siedziby człowieka. Pewnego razu postanowił zrobić porządki w ogrodzie, ale nie miał sekatora. Wybrał się więc do swojego najbliższego sąsiada. Ponieważ dzielił go od niego szmat drogi, z nudów zaczął po drodze kombinować jak to będzie gdy już dojdzie do kumpla…
„Ja powiem „cześć” a on zapyta co mnie sprowadza. Więc powiem mu, że chcę pożyczyć sekator. On pewnie spyta po co mi sekator, więc ja mu powiem, że to nie jego interes. No to on powie, że jak sekator jest jego to chce wiedzieć po co go pożyczam. Więc ja…”
 I tak John pokłócił się sam ze sobą i bił z myślami. Gdy po paru godzinach dotarł do celu, to aż się gotował ze złości. Załomotał pięścią w drzwi, sąsiad otworzył.
- O, cześć stary ! Co cię do mnie sprowadza ?
- W D***E MAM TWÓJ SEKATOR! – wrzasnął John i zawrócił do domu.

Żona pojechała na szkolenie w góry, po powrocie pokazała mężowi zdjęcia, swoje i dwóch przyjaciółek na dowód że z nimi była. .
Męża jednak nie nabrał wątpliwości, wziął zdjęcia i pojechał do ośrodka w którym była żona.
W ośrodku pokazuje zdjęcie recepcjoniście i pyta jak się sprawowała pierwsza z przyjaciółek żony.
Recepcjonista na to:
- Co ja będę panu dużo mówił, cały czas kogoś sobie sprowadzała.
Mąż lekko zirytowany pokazuje na drugą przyjaciółkę żony i pyta się jak ta się zachowywała.
Recepcjonista na to:
- Panie, ta to jeszcze gorzej, praktycznie nie wracała, tylko cały czas u innego faceta nocowała.
Mąż już nieźle wkurzony pokazuje na swoją żonę i pyta się:
- A jak ta się zachowywała?
Recepcjonista:
- Ta to najporządniejsza, proszę pana  –  z mężem przyjechała i z mężem wyjechała.

Zdesperowana dziewczyna stoi na nadbrzeżu i pyta młodego marynarza, którym statkiem może dopłynąć do Ameryki Południowej, bo chce mieć pełne wrażeń wakacje.
Na to marynarz:
- Zabiorę cię na pokład naszego statku, ukryje, przemycę aż do Amazonii. Przez cały rejs będę cię karmił, będę ci dawał radość, a ty będziesz mnie dawać radość. Nie będzie źle
Dziewczyna, chcą zwiedzić kawałek świata, poszła z nim na statek.
Jak obiecywał tak zrobił – ukrył ją pod pokładem, raz na jakiś czas podrzucał jej kanapkę, jakiś owoc lub coś do picia, a całe noce spędzali na miłosnych igraszkach.
Sielankę przerwał kapitan, który pewnego dnia odkrył kryjówkę dziewczyny.
- Co tu robisz? … zapytał surowo.
- Mam układ z jednym z marynarzy. Zabrał mnie do Ameryki, karmi mnie, a ja mu pozwalam robić ze mną, co chce. Mam nadzieje, że kapitan go nie ukarze?
- Nie – odpowiedział kapitan. Chciałbym jednak, żebyś wiedziała, że jesteś na pokładzie promu Wolin – Świnoujście – Wolin….

- Halo? Cześć, Młody. Wsiadaj w auto i przyjeżdżaj do nas na działkę.
- Nie chcę.
- Czemu? Będą panienki, wódeczka, grillik. Dawaj!
 - Tata, nie dam się zrobić w wała drugi raz. Sami se zbierajcie te jabłka.

Wchodzi do lokalu facet z koszykiem, siada za barem i zamawia:
- Poproszę dwie setki – jedną normalnie, drugą – w naparstek.
Kelner trochę się zdziwił, ale nalał. Na to gość wyciąga z koszyka faceta wzrostu ok. 1/2 m. Posadził go obok siebie na ladzie, golnęli sobie i facet mówi:
- Jeszcze po jednym.
Kelner znowu nalał, jednak nie wytrzymał i pyta:
- Przepraszam że tak pytam, ale co się temu panu stało, że jest taki mały?
- Spędzaliśmy wakacje w Afryce - odpowiada gość - i w takiej jednej wiosce powiedział do faceta - jak to było Wacek? Aha, że jest d..a nie czarownik…

Przychodzą turyści do baru przy wschodniej granicy i patrzą co jest w karcie:
- Rosołek: wykreślony
- Schabowy: wykreślony
- Barszcz: wykreślony
- Bigos: wykreślony itd. a na końcu karty: – Ruskie.
Na co jeden mówi:
- Nieładnie.  Nie dość, że wszystko zeżarli, to się jeszcze bezczelnie podpisali. 

Dwaj panowie rozmawiają przy kieliszku:
- Ech, życie jest ciężkie… – wzdycha jeden z nich.
- Miałem wszystko, o czym człowiek może marzyć: cichy dom, pieniądze, dziewczynę…
- I co się stało?
- Żona wróciła z wczasów tydzień wcześniej.
                                                                 

piątek, 27 września 2013

Krzywa Laffera-Rostowskiego

Krzywa Laffera-Rostowskiego
Krystian Maj/FORUM

Krzywa Laffera-Rostowskiego

                    (skopiowane)
Data publikacji: 2013-09-23 07:00
Data aktualizacji: 2013-09-23 07:22:00
Minister finansów Jacek Rostowski widocznie musiał dokonać przełomowego odkrycia w dziedzinie ekonomii. O ile amerykański ekonomista Arthur Laffer twierdził, że po przekroczeniu pewnego poziomu podatków wpływy budżetowe zaczynają spadać, minister Rostowski cały czas podnosi podatki … .

Laffer wyszedł z prostego założenia, iż w momencie, gdy podatki są zerowe, zerowe są również wpływy do budżetu. Z drugiej strony, gdyby stawka podatku wynosiła 100 proc., dochody rządu również wynosiłyby zero, ponieważ nikt nie chciałby pracować za darmo. Pomiędzy tymi punktami krańcowymi znajduje się optimum wysokości podatków i budżetowych przychodów podatkowych.

Polska jest dobitnym przykładem tego, iż owe optimum zostało przekroczone i że znajdujemy się w spadkowej części wykresu funkcji, jaką opracował kilkadziesiąt lat temu Arthur Laffer. Coraz wyższe ciężary podatkowe zniechęcają do zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej oraz zwiększania zatrudnienia, skłaniają za to do unikania płacenia podatków i uciekania w szarą strefę. Mniejsza zarejestrowana działalność gospodarcza to z kolei mniejsze wpływy do budżetu. Tę prostą zależność byłoby w stanie pojąć dziecko na wczesnym etapie edukacji.

Tymczasem wygląda na to, że rząd zmodyfikował krzywą Laffera, ponieważ minister finansów najwyraźniej uważa, że wykres jej funkcji nie powinien mieć kształtu paraboli o ramionach skierowanych w dół, ale rosnącej prostej, gdzie wzrostowi obciążeń podatkowych odpowiada permanentny i proporcjonalny wzrost podatkowych wpływów do budżetu.

Minister Rostowski trwa w swym przeświadczeniu mimo, iż istnieje na świecie wiele przykładów potwierdzających spostrzeżenia, które poczynił Arthur Laffer. Tak było m.in. w Stanach Zjednoczonych, gdy najwyższą stawkę podatku dochodowego obniżono z 73 proc. do 25 proc. Gdy w 2002 r. rząd Leszka Millera wycofał się z podwyżek stawek akcyzy na wyroby spirytusowe (faktycznie obniżył), wpływy podatkowe z tego tytułu wzrosły. Silny wzrost wpływów podatkowych odnotowały też rządy Rosji i państw bałtyckich, gdy zastąpiły wysokie stawki PIT-u względnie niskim (poniżej 20 proc.) podatkiem liniowym.

Minister finansów jest absolwentem London School of Economics and Political Science i byłym wykładowcą ekonomii, czyli, przynajmniej teoretycznie, ekonomistą i naukowcem z wyższej półki. Obawiam się jednak, że jest inaczej, w myśl starego, sparafrazowanego dowcipu: Czy minister Rostowski jest naukowcem? Nie, ponieważ gdyby nim był, wypróbowałby swój system na myszach.

Tomasz Tokarski
Źródło: bankier.pl

PS.  

środa, 25 września 2013

DZISIAJ KRZYŚ MA URODZINY!

Krzysiu! Wszystkiego co najlepsze!
Krzysiu!

Wszystkiego naj. naj! Co najmniej jeszcze stówki w dobrym zdrowiu i nie opuszczającym Cię poczuciu humoru! Niech się spełnią wszystkie Twoje marzenia!   

piątek, 20 września 2013

Trochę o zwierzaczkach - na wesoło

- Zosiu, dlaczego ten pies tak się na mnie patrzy?
- On tak zawsze, gdy ktoś je z jego miski.        

Tablica przed zagrodą z końmi:
„Proszę nie karmić koni! Właściciel”
Napis poniżej:
„Proszę nie brać tego u góry pod uwagę. Koń"

- Co ma cztery nogi i jedną rękę?
- Szczęśliwy pitbul.

Wystarczy złotą rybkę położyć na patelni a liczba życzeń automatycznie zwiększa się do pięćdziesięciu.

Wiezie taksówkarz kobietę. Na zakończenie kursu okazuje się, że ta nie ma kasy. Więc taksówkarz zawraca, jedzie za miasto na piękną, zieloną łączkę. Zatrzymuje się, otwiera bagażnik, wyciąga koc i kładzie na trawę.
- Ale proszę pana, ja na pewno oddam panu pieniądze, proszę nic mi nie robić, mam dzieci i męża… – mówi prawie płacząc kobieta.
- A ja 40 królików, rwij trawę! – odpowiada taksówkarz.

Ksiądz katolicki, pastor i rabin postanowili sprawdzić, który z nich jest najlepszym duszpasterzem. Uradzili, że każdy z nich uda się do puszczy, znajdzie niedźwiedzia i nawróci go na swoją wiarę.
Po powrocie spotkali się i wymienili doświadczeniami. Zaczął ksiądz:
- Kiedy znalazłem niedźwiedzia, poczytałem mu katechizm i pokropiłem wodą święconą.
W przyszłym tygodniu idzie do I Komunii.
Pastor:
- Ja spotkałem niedźwiedzia nad strumieniem. Zacząłem mu głosić Dobrą Nowinę.
Niedźwiedź stał jak zahipnotyzowany i pozwolił się ochrzcić.
Obaj spojrzeli na rabina, całego w gipsie, leżącego na szpitalnym łóżku.
Rabin uniósł oczy do góry i szepnął:
- Tak sobie teraz na spokojnie myślę, że może nie powinienem był zaczynać od
obrzezania.

Stara babina na wsi miała jedną krowę. No, pomyślała, najwyższy czas, żeby krowa miała cielaka! Więc zamówiła inseminatora (czyli kogoś do sztucznego zapłodnienia). Przyszedł inseminator, obejrzał sobie krowę i powiedział do babci:
- Proszę przynieść mi miednicę, dzbanek z ciepłą wodą, mydło i ręcznik.
Babina przyniosła wszystko. Nagle inseminator patrzy, a babina idzie z wieszakiem.
- A po co babciu niesiecie ten wieszak?!
- Żeby miał se pan gdzie spodnie powiesić!

Wraca lisica do domu, aż tu nagle słyszy w krzakach „Ko ko ko ko…”. Nie namyślając się długo, robi skok w krzaki, skąd po krótkiej szamotaninie wychodzi wilk i zapinając spodnie mówi:
- Jak to dobrze znać języki obce…

Koń i osioł posprzeczali się kto jest ważniejszy i ma większe znaczenie. Każdy wymienia zalety swego gatunku i powody do dumy, ale nie mogą się dogadać. W końcu stanęło na tym, że koń jest dumny ze swojej przeszłości, osioł natomiast ze swojej przyszłości. Dokładnie chodziło o to, że technika wyparła konie. Osły natomiast będą istniały zawsze.

Pewnego razu po szychcie, pewien hajer przodowy wybrał się na ryby. Po paru godzinach bezowocnego siedzenia ma branie! Patrzy i oczom nie wierzy! Jest!
- Jednak bydzie dzisioj kolacjo – mówi.
Słysząc te słowa złowiona przez niego rybka mówi:
- Zaczekaj dobry człowieku! Wypuść mnie proszę a spełnię twoje życzenie!
Na to górnik:
- Jak to? Ino jedno? Ponoć złote rybki spełniają 3 życzynia?!
Rybka:
- Tak ale ja mogę spełnić tylko jedno twoje życzenie. Zastanów się!
Górnik po dłuższej chwili namysłu zgadza się. Wypuszcza rybkę i mówi:
- Dobra! … Chca dymać do 90-tki!
Na to rybka:
- Załatwione! Ale na której kopalni?!

Lata Zajączek po lesie i podśpiewuje:
- Przespałem się z lwicą!  Przespałem się z lwicą!
Na to inne zwierzęta mówią mu:
- Słuchaj Zając, Lwica to dziewczyna Króla Lwa, nie krzycz tak, bo usłyszy…
Ale Zając nie słuchał dobrych rad innych zwierząt, tylko podśpiewywał dalej i latał jak opętany po lesie.
Oczywiście natknął się na Króla Lwa, który usłyszał jego śpiew i wnerwił się niesamowicie.
- Ja ci dam mały gnojku. Moją Panią obrażasz. Jak mogłeś (o ile to prawda) przyprawić mi rogi?!!!
I goni Zająca po lesie…
Zając ucieka co sił w nogach. Ledwo co mu się udaje, przeskakuje w ostatniej chwili przez drzewo o dwóch konarach w kształcie litery „V”.
Lew większy, przeskakuje za nim i klinuje się między konarami swoimi szerokimi biodrami…
Zając zatrzymuje się, wraca, obchodzi konar z zaklinowanym Królem Lwem od tyłu, zdejmuje spodnie, zakłada prezerwatywę i mówi:
- No kurde, w ten numer to chyba mi już nikt nie uwierzy…

Zorro i jego wierny koń Tornado przyjechali do miasta. Zorro mówi do konia:
- Ja idę do panienki, a ty stój pod oknem i czekaj na wypadek gdybym musiał uciekać.
Wszedł na górę i zabrał się do "dzieła". Nagle do drzwi słychać łomot.
-Uciekaj. Mąż – mówi laska.
Zorro nagi wyskoczył przez okno. Dziewczyna otwiera drzwi, a tam stoi Tornado i mówi:
- Powiedz Zorro że deszcz pada. Czekam w stajni.


Wchodzi facet do sklepu zoologicznego aby kupić myszkę dla swego pytona. Obok pojemnika z myszkami, klatka z papugą. Facet podchodzi bliżej, a papuga jak nie ryknie:
- Rozporrrek otwarrrty!
Gościu się czerwieni i zamyka rozporek.
- Dziurrrrra w porrrtkach!
Gostek robi się bordowy i majta rękami po portkach.
- Sznurrrróówka rhozwiązzzannaaa!
Facio pochyla się by zawiązać but.
- Puściłeś bąka, tfuuu!
Gościu, bordowy ze wstydu, zmyka ze sklepu. Papuga odwraca się w stronę klatki z myszami:
- Jerry, już OK. Ale stawka jak zwykle!

Spotyka Czerwony Kapturek w lesie wilka. Wilk mówi:
– Powiedz mi adres babci to Cię pocałuję tam gdzie jeszcze nikt Cię nie pocałował.
Czerwony Kapturek odpowiada:
- No to chyba w koszyk.

Stary farmer miał staw na tyłach ogrodu. Pewnego wieczoru postanowił tam pójść. Przy okazji wziął wiadro, aby z ogrodu przynieść trochę owoców. W miarę jak zbliżał się do stawu, słyszał coraz głośniejsze hałasy i krzyki
W końcu dotarł nad staw i oczom jego ukazało się kilka kąpiących się nago młodych kobiet. Na widok farmera krzyknęły:
- Nie wyjdziemy, dopóki pan nie odejdzie!
Stary farmer zmarszczył tylko brew i powiedział:
- Nie przyszedłem tu po to, żeby was oglądać, jak pływacie nago ani po to, aby was zmuszać do wyjścia z wody - tu pokazał trzymane w ręku wiadro - a po to, by nakarmić aligatora.

Masażysta
Spotyka doberman jamnika. Właściciel jamnika ostrzega właściciela dobermana:
- Weź pan tego psa, bo to się źle skończy!
- Weź pan lepiej tego swojego jamnika – odpowiada drugi – bo mój doberman zaraz go załatwi!
- Jak Pan chcesz – odpowiada właściciel jamnika.
Za chwilę oba psy wpadają na siebie i po krótkiej chwili doberman leży z przegryzioną szyją, a jamnik jakby nigdy nic.
- Panie, sprzedaj pan mi tego jamnika – prosi po chwili właściciel dobermana.
- Dobra, a za ile?
- Dam 3000 zł!
- Panie, 3000 zł kosztował krokodyl, a gdzie operacja plastyczna?

W lesie, zwierzęta żyjące w takim jakby społeczeństwie postanawiają uzyskać sponsoring od rządu na odnowę dróg. Najpierw wysyłają na rozmowy z rządem sowę. W końcu jest najmądrzejsza. Sowa wraca po 2 dniach z niczym. Odbywa się zatem narada, kogo wysłać drugi raz. Nikt się nie zgłasza z wyjątkiem osła:
- Mnie weźcie, mnieee!!! – krzyczy osioł.
Wyśmiali osła i wysłali żółwia. Żółw wraca po 4 dniach z niczym mówiąc:
- Eeee tam, z nimi to się nie da.
Więc zwierzęta znów się naradzają, nikt się nie zgłasza oprócz osła:
- Mnie wybierzcie! Ja, ja!!!
W końcu go wysłali. Osioł wraca po południu. Taszczy papiery, dokumenty – załatwił! Zwierzęta pytają go:
- Osioł, jak ty żeś to zrobił?!
A on na to:
- W tym rządzie to super jest. Wchodzę, patrzę i co widzę? Tu osioł – kolega z ławki, tam osioł – kolega z ławki…

 Komar jest ssakiem, ponieważ ssie krew.

- Tato! Pójdziesz ze mną do cyrku? Przecież obiecałeś. - prosi Jaś.
- Nie mam dzisiaj czasu.
- Ale podobno pokazują ciekawy numer: naga kobieta jeździ na tygrysie.
- No, może pójdziemy. Twój tatuś już dawno nie widział tygrysa.

Pewien farmer oprowadzał po swoim gospodarstwie potencjalnego nabywcę.
Doszli do pasieki.
- Dlaczego ta pasieka jest tak blisko drogi? Przecież pszczoły mogą użądlić przechodniów! - narzeka kupiec.
 - Te ule stoją tu od 10 lat i nigdy nic takiego się nie zdarzyło! - odpowiada farmer.
 Po krótkiej dyskusji postanowili się założyć - zainteresowany rozbierze się do naga i zostanie przywiązany do rosnącego w pobliżu pasieki drzewa na cały dzień. Jeżeli do wieczora użądli go pszczoła, dostanie farmę za darmo, w przeciwnym razie - zapłaci podwójną cenę.
 Wieczorem farmer idzie odwiązać kupca i z daleka widzi, że facet jest blady i słania się na nogach.
 - Cholera, przegrałem chyba zakład - klnie pod nosem farmer, biegnąc do niego.
- Co się stało, gdzie ugryzła? - pyta, rozcinając więzy.
- Nigdzie, nie ugryzła, to nie to - szepcze cicho potencjalny nabywca - ale czy to cholerne cielę nie ma matki? 

PS. A to zerżnąłem z "Jazdy bez trzymanki": https://fb.watch/qQr9zB6JaW/

wtorek, 17 września 2013

17 września 1939 r. Atak sowiecki na Polskę

     Wrzesień 1939 r. był jednym z najtragiczniejszych miesięcy w dziejach Polski. Najpierw uderzyły na Polskę Niemcy wraz ze Słowacją (Słowacja też uderzyła od południa, armią w sile 3 dywizji i pomniejszych jednostek lądowych - ok. 50 tys. żołnierzy, także kilku eskadr lotniczych: http://probus.blogspot.com/2012/09/trzeci-agresor-we-wrzesniu-1939-r.html
  
                                  

     W bardzo trudnej chwili dla Polski broniącej się przed przeważającymi siłami niemieckimi, szansy przegrupowania wojsk na dalsze rubieże i zorganizowania dalszej obrony, całkowicie pozbawił Polskę najazd wojsk sowieckich, nazwany nożem w plecy. Nie obeszło się bez zbrodni na bezbronnej polskiej ludności: http://kobieta.onet.pl/dziecko/na-lbie-czolgu-ukrzyzowano-chlopczyka-w-agresji-zsrr-na-polske-uzywano-zywych-tarcz/ttr9m  

Poniżej: wspólna defilada godnych siebie sojuszników.

                        

sobota, 14 września 2013

Tacy byliśmy - czyli nasze dzieciństwo

Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.

Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami.
My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi.
W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy.
Wspominany z nostalgią tamte lata.

Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ(Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).

Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.

Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola.

Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju.
Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy uczyć się od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia.
Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna.

Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę.
Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych.

Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo – jak zwykle.

Nikt nas nie informował jak wybrać numer na milicję, żeby zakablować rodziców.
Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy.
Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną,a milicja zajmowała się sprawami dorosłych.

Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Paskudził gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.
Raz uwiązaliśmy psa na „sznurku od presy” i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.

Mogliśmy dotykać inne zwierzęta.
Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru,
Każdy dzieciak to wiedział.

Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić "Dzień dobry" i nosić za nią zakupy.

Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić "Dzień dobry". A każdy dorosły miał prawo na nas to "Dzień dobry" wymusić.

Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką.
Potem się głośno śmiał, gdy wykrzywiały się nam gęby.
Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków.
Czasami próbowaliśmy to jeść.

Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności.
Nikt nam nie liczył kalorii.

Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami.
Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą.
Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie
same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód.

Niektórzy wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów.
Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziękujemy rodzicom za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować.

To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam wydawało się, że wszystkiego nam zabraniają!

czwartek, 5 września 2013

Papież Franciszek. Brawo Ojcze Święty!

    


*********************************************************************************
1 List do Tymoteusza, 3

1. Nauka ta zasługuje na wiarę. Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania.
2. Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania,
3. nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz,
4. dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością.
5. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?
6. Nie [może być] świeżo ochrzczony, ażeby wbiwszy się w pychę nie wpadł w diabelskie potępienie.
7. Powinien też mieć dobre świadectwo ze strony tych, którzy są z zewnątrz, żeby się nie naraził na wzgardę i sidła diabelskie.
8. Diakonami tak samo winni być ludzie godni, w mowie nieobłudni, nienadużywający wina, niechciwi brudnego zysku,
9. [lecz] utrzymujący tajemnicę wiary w czystym sumieniu.
10. I oni niech będą najpierw poddawani próbie, i dopiero wtedy niech spełniają posługę, jeśli są bez zarzutu.
11. Kobiety również - czyste, nieskłonne do oczerniania, trzeźwe, wierne we wszystkim.
12. Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami.
13. Ci bowiem, skoro dobrze spełnili czynności diakońskie, zdobywają sobie zaszczytny stopień i ufną śmiałość w wierze, która jest w Chrystusie Jezusie.
14. Piszę ci to wszystko spodziewając się przybyć do ciebie możliwie szybko.
15. Gdybym zaś się opóźniał, [piszę], byś wiedział, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy.
16. A bez wątpienia wielka jest tajemnica pobożności. Ten, który objawił się w ciele, usprawiedliwiony został w Duchu, ukazał się aniołom, ogłoszony został poganom, znalazł wiarę w świecie, wzięty został w chwale.

wtorek, 3 września 2013

W pracy. Na wesoło!


Szef do pracownika:
- Panie, pan wszystko robi powoli - powoli pan myśli, powoli pisze,powoli    mówi, powoli sie porusza! Czy jest coś, co robi pan szybko?
- Tak, szybko się męczę...


Przychodzi bezrobotny robotnik na budowę szukać pracy. Idzie do majstra, a
ten pyta:
- Co może pan robić?
- Mogę kopać - odpowiada bezrobotny.
- A co jeszcze może pan robić?
- Mogę nie kopać...



Młody i stary wykładowca idą razem do pracy. Młody - stosy kserówek, teka
wypchana książkami i prezentacjami. Stary idzie na luzaka, tylko reklamówka
z jabłkiem i kanapka... Młody mówi z podziwem:
- No no, po tylu latach pracy, to pan ma to wszystko w głowie?  

- Nie, kolego. W d...e. 



Kowalski do szefa:
- Panie kierowniku, proszę wybaczyć, lecz w tym miesiącu nie dostałem
premii...
Kierownik odpowiada:
- Wybaczam panu.


- Ale nasz dyrektor jest wściekły! Mówią, że zwolni pół zakładu.
- Spokojnie, nas to nie dotyczy. Pokłócił się z żoną, więc zwalnia jej
krewnych.  


Kowalski idzie do swojego przełożonego.
- Szefie - mówi - mamy jutro generalne porządki w domu i moja żona
potrzebuje mojej pomocy przy przesuwaniu i przenoszeniu różnych przedmiotów
na strychu i w garażu.
- Nie mamy rąk do pracy - mówi szef - Nie mogę dać ci wolnego.
- Dzięki, szefie - odpowiada Kowalski - Wiedziałem, że mogę na pana liczyć!


Szef wrócił z lunchu w bardzo dobrym humorze i zwołał wszystkich
pracowników, by wysłuchali kilku dowcipów, które usłyszał. Wszyscy śmiali
się do rozpuku, oprócz jednej dziewczyny.
- O co chodzi? - przyczepił się szef - Nie masz poczucia humoru?
- Nie muszę się śmiać - odpowiedziała dziewczyna - Odchodzę w piątek.
 


Dyrektor do sekretarki:
- Czy dała pani ogłoszenie, że szukamy nocnego stróża?
- Dałam.
- I jaki efekt?
- Natychmiastowy... Ostatniej nocy okradziono nasz magazyn.



Szef przyjmuje nowego pracownika:
- W naszym zakładzie obowiązują dwie zasady. Pierwsza to czystość. Czy
wytarł pan buty przed wejściem do gabinetu?
- Oczywiście.
- Druga to prawdomówność. Przed moimi drzwiami nie ma wycieraczki.


Rozmowa dwóch szefów:
- Dlaczego twoi pracownicy są zawsze tak punktualni?
- Prosty trick! 30 pracowników a tylko 20 miejsc na parkingu...


Szef do pracownika:
- Ma pan chwilę wolnego czasu?                                      
- Tak szefie! Oczywiście! 
- Oj, nieładnie! Nieładnie!

 - Jak tam w pracy?
- Jak w raju! W każdej chwili mogą
  mnie wyrzucić!   


- Co robi Japończyk, gdy chce otrzymać podwyżkę?
- Pracuje jeszcze lepiej niż dotychczas.
- A co robi Polak, gdy chce dostać podwyżkę?
- Strajkuje.

niedziela, 1 września 2013

II Wojna Światowa - Ku pamięci

   Mija kolejna rocznica barbarzyńskiej napaści Niemiec na Polskę. Do niedawna niewiele mówiono o "nożu w plecy" wbitym Polsce przez Sowietów 17 września 1939 r. A jeszcze mniej mówi się o trzecim agresorze (chronologicznie drugim, a nawet pierwszym: ex aequo z Niemcami) - Słowacji. Tak było - Trzeci(?) agresor we  wrześniu 1939r. http://probus.blogspot.com/2012/09/trzeci-agresor-we-wrzesniu-1939-r.html  Niestety, nie ma tego w podręcznikach historii. 
      I jeszcze jedno: zanim "Schleswig-Holstein" ostrzelał Westerplatte, Wieluń już leżał w gruzach: http://niedziela.pl/artykul/92689/nd/Wojna-zaczela-sie-w-Wieluniu  Nie było tam obronnych obiektów wojskowych. Zbombardowano bezbronną ludność i obiekty cywilne, w tym szpital (oznaczony czerwonym krzyżem na dachu).
 http://www.1wrzesnia39.pl/39p/galeria-1/8790,Zniszczenie-Wielunia.html