Po
przegranej kampanii wrześniowej na terenie ZSRR znalazło się kilkaset
tysięcy Polaków. Cześć z nich została wywieziona już po ataku sowietów
na Polskę inni przebywali tam już od czasów carskich, a jeszcze inni po
prostu zamieszkiwali tereny zachodniej Ukrainy i Białorusi jako
mniejszość etniczna. Wobec klęski aliantów - w skład, których wchodzili
także i Polacy - na zachodzie, generał Władysław Sikorski zaczął
rozważać możliwość utworzenie nowej polskiej armii w Związku Radzieckim.
Już w czerwcu 1940 r. złożył on w tej sprawie pismo skierowane do rządu
angielskiego, jednak na skutek sprzeciwu rządu polskiego w Londynie
cała sprawa na pewien czas upadła. Powrócono do niej już po ataku
Hitlera na ZSRR, kiedy to pod naciskiem ze strony USA i Wielkiej
Brytanii 30 lipca 1941 r. podpisany został układ polsko-radziecki. Jego
uzupełnienie stanowiła umowa o utworzeniu armii polskiej na froncie
wschodnim.
Dowódcą mianowano gen. Władysława Andersa. Już wkrótce jego armia
osiągnęła liczebność 75 tysięcy ludzi. Jednak w tym samym czasie
znacznie pogorszyły się stosunki pomiędzy rządem polskim na uchodźstwie,
a ZSRR, co było spowodowane miedzy innymi odkryciem masowych grobów
polskich oficerów w Katyniu. Skończyło się tym, że armia gen. Andersa
została ewakuowana do Iranu, gdzie Anglicy zamierzali ja wykorzystać do
obrony pól naftowych. Jednak w ZSRR ciągle pozostawało kilkaset tysięcy
Polaków. Część z nich stanowili komuniści, którzy za zgodą rządu
moskiewskiego założyli polityczną organizację – Związek Patriotów
Polskich, z Wandą Wasilewską na czele. W kwietniu 1943 r. ZPP wysłał
list do rządu radzieckiego z prośba o zezwolenie na utworzenie polskiej
dywizji. Odpowiedź Rosjan była pozytywna. 8 kwietnia ogłoszono komunikat
o formowaniu 1. dywizji piechoty im. Tadeusza Kościuszki.
Jednostka zaczęła powstawać w Sielcach nad Oką, a na jej dowódcę
mianowano pułkownika, a od 11 sierpnia 1943 generała majora (odpowiednik
generała brygady) Zygmunta Berlinga. Jej struktura organizacyjna
wzorowana była na radzieckich gwardyjskich dywizjach piechoty
uzupełniona o kilka innych nieetatowych oddziałów jak na przykład pułk
czołgów czy eskadra lotnicza. Ochotników była bardzo dużo, brakowało
jedynie oficerów, dlatego ich braki uzupełnienia żołnierzami armii
czerwonej. Dywizja zakończyła swoje formowanie w lipcu 1943 roku.
Sytuacja na froncie wschodnim
W tym okresie armia czerwona
starła się z siłami nieprzyjaciela w największej bitwie pancernej w
dziejach świata – w bitwie na łuku kurskim. Zakończyła się ona porażka
Niemców, którzy od tej pory będą tylko się bronili przed posuwającą się
na zachód armia radziecką. 7 sierpnia połączone siły Frontu Zachodniego i
Kalinińskiego ruszyły do ofensywy, której celem było wyzwolenie
lewobrzeżnej Ukrainy oraz okręgu smoleńskiego. Niemcy dysponowali na tym
odcinku frontu 40 dywizjami i około 800 samolotami.
Jednak pod naporem sił frontu zachodniego byli oni zmuszeni do
wycofania się na wcześniej przygotowane pozycje obronne na linii
udnia-Lenino-Drybin-Sławgorod. Była to ostatnia rubież obronna przed
Dnieprem, a jej utrata spowodowałaby zajęcie przez Rosjan kluczowych dla
Niemców szlaków komunikacyjnych. Wyczerpane długimi walkami wojska
radzieckie napotkawszy tak silną linię obrony zaprzestały działań w
oczekiwaniu na uzupełnienia. Wśród tych nowoprzybyłych posiłków była
także nowa polska dywizja, którą dowództwo Frontu Zachodniego zamierzało
wykorzystać w kolejnym natarciu.
Przed bitwą
Wchodząca w skład 33 armii polska dywizja
otrzymała zadanie przełamania niemieckiej obrony na odcinku od wsi
Sysojewo do wsi Lenino, a następnie zniszczyć siły nieprzyjaciela w
rejonie wsi Połzuchy i Trygubowo oraz przygotować przeprawy na Dnieprze w
rejonie Orszy. Na skrzydłach miały nacierać dywizje radzieckie: 42 DP
na prawym, a 290 DP na lewym. Cały atak miała wspierać 67 brygada
artylerii haubic, co w połączeniu z artylerią ze wspomnianych trzech
dywizji dawało 452 działa różnego kalibru. Stan osobowy 1 DP wynosił 12
177 żołnierzy, którzy mieli do dyspozycji 7530 karabinów, 166 CKM-ów,
166 moździerzy różnych kalibrów, 34 czołgi T-34, 7 lekkich czołgów T-70
oraz 3 samochody pancerne. Uzbrojenia było więc wystarczająco dużo,
martwić mógł jedynie brak doświadczenia bojowego u dużej części
żołnierzy.
Teren sprzyjał obrońcom. Główną przeszkodą dla atakujących była
rzeka Miereja oraz bagnisty teren wokół niej. Dla piechoty nie był to
jakiś większy problem, ale przeprawienie czołgów było praktycznie
niemożliwe. Liczne osiedla i gęste zalesienie umożliwiały budowanie
wielu stanowisk obronnych oraz skuteczne ich maskowanie. Niemcy główne
stanowiska obronne oparli na górujących nad okolicą wzgórzach 215,5 oraz
217,6.
Plan gen. Berlinga zakładał, że w pierwszym ataku pójdą 1 i 2 pułk
piechoty, trzeci natomiast ruszy do boju w drugim natarciu. Atak miał
być poprzedzony prawie dwugodzinnym ostrzałem artyleryjskim. Już po
ataku piechoty oddziały saperskie miały przygotować przeprawy dla
czołgów na Mierei. W rezerwie pozostawały: kompania czołgów, kompanie
rusznic przeciwpancernych oraz kompania CKM-ów. Początek natarcia
zaplanowano na 12 października.
Bitwa
O godzinie 6:00 rozpoczęło się rozpoznanie walką. 1.
batalion przeprawił się przez rzekę i dotarł do pierwszej linii okopów
wroga gdzie nadział się na silny ogień z broni maszynowej oraz
moździerzy. Niemcy mieli przewagę liczebna i groziło to okrążeniem
polskiego oddziału, dlatego tez jego dowódca zdecydował się na wycofanie
o kilkadziesiąt metrów gdzie część batalionu zdążyła już się okopać.
Miał on tam pozostać i poczekać do rozpoczęcia właściwego natarcia.
Przygotowanie artyleryjskie rozpoczęło się o 9:20 i było przesunięte
o godzinę względem planowanego z powodu gęstej mgły. Po godzinie padł
rozkaz do ataku dla piechoty. W miarę posuwania się Polaków rósł i opór
Niemców. Pomimo ciężkiego ostrzału wiele stanowisk obronnych pozostało
nieuszkodzonych. Atakujący po zbliżeniu się do pierwszej linii okopów
odpalili zielone i czerwone race sygnalizując w ten sposób artylerii,
aby ta przeniosła swój ogień dalej na druga linię obrony, co miało
zapobiec ostrzeliwaniu własnych oddziałów.
Po przegrupowaniu oddziałów doszło do pierwszego szturmu na
niemieckie okopy. Szczególnie aktywna w tym czasie była 3. kompania.
Wywiązała się walka wręcz. Pierwsza transzeja znalazła się wkrótce w
rękach Polaków. Po tym sukcesie tempo natarcia zmniejszyło się, ponieważ
w końcu odezwała się niemiecka artyleria, a dodatkowo polskie oddziały
nie dostały obiecanego wsparcia czołgów gdyż ich przeprawa sprawiła
znacznie więcej trudności niż się początkowo spodziewano. Niemcy ciągle
mieli przewagę liczebną, a dodatkowo atakującym kończyły się podręczne
zapasy amunicji i trzeba było czekać na zaopatrzenie.
2. batalion zbliżył się do 177 silnie bronionych Połzuch. Do
skruszenia obrony przeciwnika Polacy wykorzystali pułkowa artylerię.1.
kompania atakowała w środku natomiast dwie pozostałem miały za zadanie
okrążyć wieś. Ten manewr zapewnił zwycięstwo kościuszkowcom i całe
Połzuchy znalazły się pod kontrolą sił polskich.
Niestety operującym na skrzydłach 1 DP dywizjom radzieckim nie szło
zbyt dobrze. 42 DP doszła jedynie do pierwszej linii obrony, ale nie
mogąc jej zdobyć poprzestała na walce ogniowej. Natomiast 290 DP zdobyła
pierwszą transzeję na swoim odcinku, ale wyczerpana walkami zatrzymała
się. W ten sposób oba skrzydła polskich oddziałów były całkowicie
odsłonięte i wystawione na kontrataki Niemców. Należy się tu może pewne
usprawiedliwienie dla jednostek radzieckich. Otóż obie dywizje toczyły
boje nieustannie od wielu tygodni bez odpoczynku, a ich stany osobowe
wahały się w granicach 50%. Z tego też powodu ich żołnierze byli bardzo
wyczerpani i po prostu nie byli w stanie dać z siebie już nic więcej.
W rezultacie wieś Trygubowo – która była celem 290 DP - pozostała
przez Rosjan niezdobyta, a że Niemcy mieli tam swoje silne pozycje, z
których ostrzeliwali Polaków, oddziały gen. Brelinga same musiały się
tym zająć. I tak też się stało. Po krótkiej walce i zajściu przeciwnika
ze skrzydła wieś została zdobyta. Jednak Niemcy byli zdeterminowani, aby
odbić ten rejon i użyli do tego wszelkich dostępnych środków, łącznie z
lotnictwem, które stale bombardowało pozycje kościuszkowców oraz
przeprawy na Merei przygotowane dla czołgów, które wobec takiego obrotu
spraw nie zdołały dotrzeć do wysuniętych linii gdzie miały pomagać w
odparciu niemieckiego kontrnatarcia. Wiele maszyn ugrzęzło w błocie.
Miało to decydujące znaczenie dla tej potyczki i zadecydowało o tym, że
Polacy musieli wycofać się z zajętej tak niedawno wsi. Jednak i oni nie
zamierzali tak łatwo się poddać. Po wycofaniu i przegrupowaniu się
batalion wzmocniony dodatkowymi siłami drugiego rzutu ponownie przeszedł
do ofensywy, podczas której udało się ponownie wejść na skraj
Trygubowa. Polskie siły były jednak mocno nadwerężone a straty wśród
oficerów powodowały, że wieloma oddziałami nie miał kto dowodzić. To
oraz stałe ataki ze strony Wehrmachtu spowodowały kolejne odrzucenie
atakujących oddziałów na około 350 metrów od wsi, gdzie polskie oddziały
okopały się.
Była godzina 14:00 i można powiedzieć, że bitwa wchodziła w druga
fazę. Feldmarszałek von Kluge za wszelką cenę chciał załatać wyłom
utworzony przez Polaków w jego liniach obronnych i postanowił do tego
użyć wszelkich dostępnych sił. Rozpoczął się kolejny atak od strony
Trygubowa, tym razem przy wsparciu nie tylko lotnictwa, ale i potężnych
samobieżnych dział Ferdynand. Polakom brakowało amunicji i sytuacja była
naprawdę zła i kto wie jak to się mogło skończyć gdyby nie radziecka
artyleria, która w odpowiednim momencie ostrzelała przedpole
uniemożliwiając Niemcom przejście, a później wymuszając odwrót. Po tym
Niepowodzeniu Niemcy spróbowali zaatakować na drugim skrzydle w rejonie
wsi Połzuchy. Sytuacja powtórzyła się. Ich atak został powstrzymany
przez działa z 67 brygady haubic. Jednak każdy rozkaz – a już
szczególnie rozkaz feldmarszałka – trzeba wykonać, więc Niemcy podjęli
kolejna próbę pod Trygubowem. Tym razem oprócz Ferdynandów w akcji
wzięły udział czołgi. Nie wystarczyło to jednak, aby przełamać obronę 1
DP złożoną z dział kaliber 76 mm i rusznic przeciwpancernych. Zapadał
zmierzch.
W nocy Niemcy ponownie próbowali przedrzeć się przez szeregi
kościuszkowców i to parokrotnie. Za każdym jednak razem byli dostrzegani
dostatecznie wcześnie, aby móc zorganizować skuteczną kontrakcję.
Poważny sukces odniósł natomiast polski zwiad. Oddział zwiadowców
przeprowadził śmiały rajd na tyły nieprzyjaciela i zaatakował sztab
nieprzyjacielskiego batalionu w Trygubowie. Łupem padły mapy z planami
niemieckich linii obronnych. Pozostałą część nocy obie strony
wykorzystały do umocnienia swoich pozycji, wykopania nowych okopów,
podciągnięcia uzupełnień, uzupełnienia zapasów, a także ewakuacji
rannych. Co ciekawe do tego ostatniego zadania szeroko stosowane były w
polskich oddziałach specjalnie przeszkolone psie zaprzęgi, które
ciągnęły specjalne nosze na kółkach. Kiedy race oświetlały teren psy
natychmiast się zatrzymywały i kładły na ziemię by natychmiast ponownie
ruszyć, gdy znów będą niewidoczne.
Nastał nowy dzień a wraz z nim przystąpiono do realizacji nowego
plany opracowanego przez dowództwo 33 armii. Zakładał on półgodzinne
przygotowanie artyleryjskie od godziny 7:30, a zaraz po jego zakończeniu
powinna ruszyć piechota. Niestety z powodu baków w zaopatrzeniu ostrzał
trwał tylko 15 minut. Piechota ruszyła zgodnie z planem jednak tym
razem miała do pomocy czołgi, które pod osłona nocy przeprawiły się na
zachodni brzeg. Nie było ich dużo, bo zaledwie 12, ale i tak stanowiły
ogromne wsparcie dla nacierających. Pomimo początkowych sukcesów
ponownie dało o sobie znać niemieckie panowanie w powietrzu. Powtarzała
się sytuacja z dnia poprzedniego, kiedy to ani jedna ani druga strona
nie była w stanie odnieść ostatecznego zwycięstwa. Czołgi pozbawione
wsparcia artylerii przeciwlotniczej stawały się łatwym łupem dla
niemieckich Ju-87 i Ju-88. Większość maszyn została zniszczona lub
przynajmniej unieruchomiona. Również piechota była przyciśnięta do ziemi
i jedyne, co mogła zrobić to okopać się. Tym razem – nauczeni
poprzednimi doświadczeniami – Niemcy nie atakowali na ziemi ograniczając
się jedynie do ciągłych nalotów. Przez cały dzień doliczono się około
450 nieprzyjacielskich samolotów.
Ponieważ nie było żadnych widoków na osiągniecie sukcesu gen.
Berling wydał rozkaz przejścia do obrony i umacniania zdobytych pozycji.
Jednak pod wieczór 2 płk podjął jeszcze jedna próbę zdobycia Połzuch i
po krótkiej, ale bardzo zaciętej walce odniósł pełen sukces zdobywając
niemiecka transzeje na południowy zachód od wsi i okopał się na tych
poniemieckich pozycjach. W tym czasie o 17:30 ze sztabu 33 armii
przyszła informacja, że w nocy 1 dywizja zostanie zluzowana przez
radziecką 164 DP i wycofana na tyły.
14 października do godziny 2:00 zluzowany został 2 pułk, a sześć
godzin później również i 3 pułk. Nowa radziecka jednostka tego samego
dnia przystąpiła do ataku, jednak jedynym jej sukcesem było zdobycie
wzgórza 217,6. W następnych dniach natarcie kontynuowano, jednak wobec
braku sukcesów 33 armia przeszła całkowicie do obrony i poczęła umacniać
się na zajmowanych pozycjach. Ta część frontu pozostawała bez zmiany
jeszcze przez prawie rok, aż do czerwca 1944 roku, kiedy to na Białorusi
rozpoczęła się nowa wielka radziecka ofensywa.
Bilans i ocena bitwy
W czasie bitwy Niemcy bezpowrotnie
stracili prawie 1400 żołnierzy, a 326 dalszych dostało się do niewoli.
Polskie straty były jeszcze większe i wynosiły według różnych danych od
2859 do 3054 ludzi. Jednak cel, jakim było dokonanie pierwszego wyłomu w
niemieckich liniach obronnych został osiągnięty. Za bohaterska postawę
żołnierzom przyznano 247 polskich i 239 radzieckich odznaczeń bojowych, w
tym trzy odznaczenia bohatera Związku Radzieckiego.
Różna jest ocena samej bitwy. Według jednych jest ona chlubą i
legendą polskiej armii, według innych był to chytry plan Rosjan
zmierzający do unicestwienia polskich oddziałów i tylko odmowa dalszej
walki odsunęła groźbę unicestwienia dywizji, a sama nazwa bitwy „pod
Lenino” służyła tylko celom propagandowym, gdyż same walki toczyły się
wokół Połzuch i Trygubowa. Ocenę pozostawiam czytelnikom, ale parę
faktów przedstawić trzeba. Po pierwsze, bitwa zaakcentowała obecność
Polaków na głównym froncie drugiej wojny światowej. Po drugie, sprawa
Polski na arenie międzynarodowej nabrała nowego wymiaru, gdy okazało
się, że polska lewica dysponuje regularnymi oddziałami wojskowymi
niezależnymi od rządu w Londynie i to te oddziały będą wyzwalał
terytorium Polski spod niemieckiej okupacji.
Po trzecie, informacje o tej bitwie dodały otuchy partyzantom, a
także zwykłym ludziom w Polsce, która ciągle jeszcze czekała na
wyzwolenie. Po czwarte wreszcie, bitwa miała istotny wpływ na późniejszy
szybki rozwój polskich sił zbrojnych na wschodzie – najpierw Pierwszego
Korpusu, a następnie Pierwszej Armii, która swój szlak bojowy
zakończyła w Berlinie. Jakkolwiek by bitwy pod Lenino nie oceniać jest
ona faktem historycznym o istotnych dla Polski następstwach.
Bibliografia
"Polacy w bitwie pod Lenino" Czesław Podgórski Wyd. Interpress, Warszawa 1973 r.
"Lenino październik 1943" Zdzisław Czerwiński Wyd. MON, Warszawa 1970 r.
"Gazety wojenne" nr 51 Wyd. P.O. Polska, Warszawa
Artykuł Onetu na ten sam temat: http://wiadomosci.onet.pl/prasa/ani-zwyciestwo-ani-pod-lenino/86qb6
Chwała Ci Probusie za przypominanie pomijanych obecnie (przypadek?) wycinków historii naszego kraju. Mój teść brał udział w tej bitwie, został ranny. Syberia tak Go zahartowała, że w krótkim czasie doszedł do pełnej sprawności. Wojnę zakończył w Berlinie, w stopniu majora i z Krzyżem Virtuti Militari (za forsowanie Odry). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki! Również pozdrawiam!
UsuńWitaj Probus. Dzięki za linka. Chętnie w taki dzień jak dziś poczytałam o Bitwie pod Lenino. Pozdrawiam Słowianka. :)
OdpowiedzUsuńW dzisiejszej Polsce wszystko co robili tamci żołnierze było złe, bo ZSRR było złe, teraz Rosja też jest zła. Wszystko było na potrzeby propagandy Stalina, bo propagandy zachodu nigdy nie było, bo oni tacy wszyscy dobrzy i święci, tacy proeuropejscy, że mnie na wymioty się zbiera. :(
Oto relacja dwóch polskich kombatantów, staruszków, którzy brali osobiście udział w tej bitwie i im najbardziej wierzę.
Kpt. Jerzy Danielewicz, 89-letni dziś uczestnik bitwy pod Lenino, powiedział, że w Lenino brał w sobotę udział w uroczystości posadzenia symbolicznej alei drzew. - Posadziliśmy aleję złożoną z 70 drzew. Ma ona upamiętnić Bitwę pod Lenino -mówi Danielewicz. - Pamiętam, że była taka sama pogoda jak dzisiaj - gęsta mgła i z tego powodu opóźniło się przygotowanie artyleryjskie.
Inny weteran Eugeniusz Skrzypek nie krył wzruszenia z pobytu po latach w Lenino. - To jest 70 lat. Co pamiętam z bitwy? To jest trudne do opisania. Bo właściwie przeżycia każdy miał inne - mówi Skrzypek. 90-letni płk Eugeniusz Skrzypek nie krył też rozgoryczenia, że nastawienie do dywizji kościuszkowskiej jest inne niż do formacji polskich tworzonych na Zachodzie. - Dzisiaj dokonuje się w naszym kraju ważenia, które wojsko było lepsze. Jest to przykre, dlatego że nie ma między nimi różnicy. Wszyscy walczyli o to, aby dojść do swojego kraju, wyzwolić go i odbudować. Gdy dziś się mówi, że jedni są dobrzy, a drudzy źli, jestem zniesmaczony - powiedział.
Dzięki za komentarz! Pozdrawiam Cię Słowianko!
UsuńKłaniam się :-) Próbowałem wczoraj na onetowskim Forum wesprzeć Ciebie i Korabia ,ale niestety cenzura nie przepuściła . Jesteśmy jak widać " wyklęci " , co można odczytać jako cichą zemstę ,chociaż jest to do cna idiotyczne . Cieszę się , że od paru już lat , mamy podobną ocenę otaczającej nas " rzeczywistości" .Pozdrawiam .kazmax@vp.pl
OdpowiedzUsuńWitaj! Chciałem skomentować jedną z Twoich wypowiedzi. Niestety, okazało się, że nie można. Zapewne pan Fred znów przeszkadzał. Pozdrawiam!
Usuń